Strych mojego rodzinnego domu przepełniony był mnóstwem zakurzonych kartonów i czarnych worków z najróżniejszymi rzeczami. Dużo z nich stało tu już przez lata, w końcu dom należał niegdyś do pradziadków. Z dobre paręnaście, może nawet kilkadziesiąt minut z latarką w ręku zajęło mi odnalezienie tego, po co tutaj przyszedłem. Złożony w kostkę w jednym z kartonów leżał mundur pradziadka, pochodzący z czasów wojny. Przejechałem ręką po grubym materiale, z jakiego był wykonany i wyciągnąłem go. Nie mogłem powstrzymać się przed tym, aby od razu go przymierzyć. Był trochę większy od ubrań, które noszę ja. Na ciemnym hełmie widniało jeszcze zadrapanie po draśnięciu kuli, która zdrapała przednią warstwę, tworząc srebrną szramę. Złapałem go w rękę i ruszyłem w dół, kierując się w stronę pokoju, gdzie zawsze przesiadywała babcia. Kiedy przekroczyłem próg, czytała gazetę w dużych okularach, ale zaraz podniosła wzrok na mnie i... Złapała się za serce.
– Wyglądasz... Jesteś do niego taki podobny. – powiedziała powolnym, ale poruszonym tonem. Uśmiechnąłem się delikatnie. Wiele opowiadała mi o dziadku, brał udział w wojnie, na której z resztą się poznali. Uratował ją wtedy i zakochali się w sobie z odwzajemnieniem. Babcia otworzyła usta, aby coś powiedzieć, ale wtedy do pokoju, prosto na mnie wpadł Xavier.
– Alrick, Alrick! Musisz pomóc, szybko! Stało się coś strasznego! Szybko! – ciągnął mnie z całej siły za rękaw. Nie zdążyłem nawet obejrzeć się na babcie, ruszyłem tuż za młodszym bratem biegiem, trochę bojąc się po jego tonie tego, co mogło się wydarzyć. Wybiegł na podwórko, a później skierował się za dom, do małego lasku.
– Xav, co się stało?! – zapytałem nie zatrzymując się.
– Idrys! W tunelu! Coś ją wciągnęło! – odkrzyknął przerażony. Prowadził mnie coraz dalej w las.
– Co takiego?! – nie mogłem aż uwierzyć w to co słyszę. Byłem niemal pewien, że gdzieś wpadła. Po chwili dobiegliśmy do jakiegoś kamiennego zejścia w dół, dookoła którego niczego innego nie było. Tylko las. Schody na samej górze bardziej przypominały zjeżdżalnię, ale niżej nabrały właściwych sobie kształtów. Włączyłem latarkę, ponieważ prawie niczego nie było tam widać. Tunel cały czas zakręcał, ale nie było w nim rozwidleń. Usłyszałem głosy swoich przyjaciół gdzieś dalej, a za najbliższym zakrętem w końcu ich zobaczyłem. Stali przed... Czarnym, podobnym do drzwi kształtem. Nawet po poświeceniu latarką nie dało się dostrzec na tym czymś żadnej powierzchni.
– Alrick! – zawołał Nestor. Była z nim też Yoohyeon i Jerome. Wszyscy stali z minami strachu przed tym czymś, no... z wyjątkiem Jerome marszczącego brwi.
– W coś ty się ubrał? Będziesz się bawił w żołnierzyka przy ratowaniu koleżanki?! – odezwał się Jerome, od razu zwracając uwagę na mój ubiór.
– Zamknij się, przybiegłem jak stałem. Co to jest? – zbliżyłem się do czarnego kształtu, przypominającego otchłań, w której nic nie ma.
– Idrys tam wpadła... – odparł Nestor. Wyciągnąłem rękę i zbliżyłem ją do tego czegoś. Chwilę zawahałem się przed działaniem, ale włożyłem tam rękę, naszykowany na ból i wszystko co najgorsze, ale... Nie poczułem nic. Obejrzałem się na resztę.
– Wchodzimy tam...? – zapytał Xavier.
– Ty zostajesz. To niebezpieczne. Wy też zostańcie, jak nie wrócę to... Sami wiecie. – wstrząsnąłem ramionami, spoglądając na przyjaciół, po czym nie czekając na ich sprzeciw, z zamkniętymi oczami wskoczyłem w czerń. Nic nie poczułem. No... Poczułem dopiero po chwili, kiedy coś, a raczej jak zaraz się przekonałem, ktoś wpadł we mnie od tyłu.